Polska się kurczy – i to nie żart
RMF24.pl
Prof. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego mówi wprost: jeśli nie zaczniemy wpuszczać ludzi z zagranicy, to Polska zacznie się wyludniać jak lodówka w niedzielę wieczorem. Najgorzej mają mieć małe miejscowości – tam może być naprawdę pusto. Jak w westernie: wiatr hula, a na rynku tylko kot przemyka.
Ilu nas w ogóle jest? Hm... dobre pytanie
Teoretycznie w Polsce mieszka ponad 37 milionów ludzi. Ale... no właśnie – teoretycznie. Bo ponad 2 miliony Polaków siedzi za granicą, choć na papierze są nadal u nas. A do tego mamy 2–3 miliony migrantów, z których wielu nie jest nawet oficjalnie zapisanych w systemie.
Profesor Szukalski rozkłada ręce – mówi, że w sumie to każda liczba między 36 a 40 milionów może być prawdziwa. I że przyszłości nie da się dokładnie przewidzieć, bo życie lubi robić niespodzianki. Przykład? Pandemia. Nikt się jej nie spodziewał, a jednak pokrzyżowała plany (i statystyki).
Co możemy zrobić, żeby nie było nas coraz mniej?
– Otwórzmy granice! – mówi profesor. I żartuje, że wtedy może nas być nawet 70 milionów. Tylko że to wcale nie jest taki szalony pomysł. Bo dla sporej części świata Polska to naprawdę raj. Można tu pracować, są zasiłki, lekarz za darmo, szkoła za darmo. Aż chce się żyć, prawda?
Jeśli nie zaczniemy wpuszczać więcej ludzi, to – jak mówi ekspert – nie ma bata, wyludnienie będzie postępować. No chyba że nagle wszyscy stwierdzimy, że chcemy mieć trójkę dzieci... ale na to się nie zanosi.
Pokolenie Z i dzieci? Eee, dzięki
Młodzi ludzie, czyli tzw. pokolenie Z (urodzeni po 1995 roku), inaczej patrzą na życie. Dla nich sukces to niekoniecznie dom, dzieci i pies. Raczej stabilna praca, rozwój osobisty i święty spokój.
Nie chcą się pakować w coś, co może nie wyjść. A rodzina? To jednak spore ryzyko. Dlatego statystyki są brutalne – średnio kobieta w Polsce ma tylko 1,1 dziecka (nie pytaj, jak się liczy "0,1 dziecka"). To oznacza, że nowe pokolenie nie zastępuje w pełni poprzedniego. Mówiąc wprost: dzieci rodzi się za mało.
A co z małymi miastami i wioskami?
Tu sytuacja jest kiepska. Tylko duże miasta i ich okolice jakoś się trzymają. Reszta powoli pustoszeje. Profesor mówi, że tzw. "Polska peryferyjna" zmierza w stronę demograficznej katastrofy.
W niektórych powiatach liczba mieszkańców spadła o ponad 20%, a w Bytomiu aż o 28%. I to są dane oficjalne – nie wiadomo, jak wygląda to naprawdę, bo wielu ludzi się nigdzie nie meldowało ani nie wymeldowało.
Inne kraje, jak Francja czy Niemcy, miały ten problem wcześniej. I zaczęły kombinować: np. budować szkoły czy szpitale tak, żeby za 20 lat można było je łatwo przerobić na coś innego albo... zburzyć bez większego żalu.



Komentarze